Niedawno przeczytałam artykuł, z którego wynikało, że macierzyństwo to utrapienie. Że po czterdziestce ciężko wstawać do jedynego, dwuletniego dziecka i lepiej czym prędzej obalić mit cudownego, sielankowego macierzyństwa. I że brawa za to, że ktoś wreszcie głośno powiedział to, co współczesne Polki czują i myślą.
Z tego wszystkiego nasuwa się wniosek, że mamy o niebo gorzej niż nasze mamy i babki. Nie szkodzi, że żyjemy w epoce „pampersów”, butelek antykolkowych, sztucznego mleka, termometrów do kąpieli, gotowych obiadków/deserków/soczków, elektronicznych niań, superniań, alarmów bezdechu, setek magazynów i programów o macierzyństwie itp. itd., bo i tak jest nam okrutnie źle i ciężko. Dlaczego?
Jesteśmy bardziej leniwe, rozkapryszone? Zwyczajnie nam się nie chce? Mniej zarabiamy? A może przyczyną jest też to, że musimy pracować, aby utrzymać rodzinę? Bo mężczyźni nie są już w stanie zarobić na swoją rodzinę samodzielnie.
Dawno nie spotkałam kobiety, która nie narzekała by na macierzyństwo, ciążę, brak wolnego czasu czy brak rozrywek „pozadzidziusiowych”. Rzadko która czuje się spełnioną, szczęśliwą mamą. Powody do niezadowolenia dwoją się i troją: a to trudy i bolączki ciąży, a to ciąża zagrożona i trzeba leżeć, a to poród ciężki, a to chciała cesarkę i teraz ma brzydką bliznę, a to dziecko nie śpi i płacze po nocach, a mąż nie będzie wstawał, bo rano musi iść do pracy, a to że maluch ma uczulenie i trzeba kombinować z karmieniem, a to że nie ma chwili dla siebie, bo nie stać jej na nianię…
Skoro obecnie dla większości z nas macierzyństwo to takie utrapienie, to po co się na nie decydujemy? Presja środowiska? Mamy przecież antykoncepcje. A można też radykalnie, wzorem Pani Czubaszek. Skąd więc to nasze, drogie mamy, narzekanie?
Zgadzam się, że nasze Państwo nie zachęca do bycia rodzicem. Do porządnego żłobka czy przedszkola dostać się ciężko, a prywatne placówki są za drogie dla wielu z nas. Jeśli na podorędziu nie mamy chętnej do pomocy mamy, babci czy teściowej, to właściwie nasz powrót do pełnowymiarowej pracy po urlopie macierzyńskim staje się niemożliwy. To z kolei bardzo nie podoba się pracodawcom, którzy to takiej mamie, np. po roku przerwy w pracy wręczają zwolnienie, bo niestety – wypadła z obiegu, jest bardziej skupiona na dziecku niż na pracy czy karierze i już dawno temu musieli zatrudnić kogoś innego na jej miejsce.
Roczny urlop rodzicielski to też wielka ściema. Przecież w bajkę, że wszyscy rodzice podzielą się równo urlopem po 6 miesięcy, chyba nikt nie wierzy, prawda? Tylko czy jest to wystarczające wytłumaczenie dla biadolenia na uroki macierzyństwa?
Tak naprawdę na to, żeby mieć więcej niż jedno dziecko, rzadko kogo stać. Jednak czy 30, 50 lat temu było łatwiej? Ciąża też trwała 9 miesięcy 😉 Dzieci się rodziły i zajmowano się nimi, wstawało się w nocy, niedosypiało, a w dzień „tarabaniło” się z wózkiem do tramwaju, bo przecież trzeba było odstać swoje w kolejkach. Moja mama codziennie prała i prasowała stosy tetrowych pieluch… Dobrze, że mnie to już ominęło J
Dzieci się nie zmieniły, wymagają tyle samo uwagi, co niegdyś. Nikt za nas nie będzie chodził w ciąży, nie urodzi i nie nakarmi piersią. Żadna opiekunka tego za nas nie zrobi, więc to nie kwestia pieniędzy, tylko chęci. No chyba, że tzw. surogatka, ale to zupełnie odrębny i bardzo kontrowersyjny temat.
Może faktycznie jesteśmy teraz bardziej wygodne i bardziej skupione na sobie niż kiedyś? Chcemy się bawić, chodzić na imprezy, do kina, robić karierę, podróżować. Niestety ciąża czy małe dziecko nam w tym przeszkadzają – koniec ze spontanicznością, trzeba nagle podporządkować wszystko małemu człowiekowi.
Sama mam troje dzieci i doskonale wiem, że macierzyństwo to wiele wyrzeczeń. Ale zwykłych wyrzeczeń. To praca cała dobę, siedem dni w tygodniu, zwłaszcza, jeśli nie ma się nikogo do pomocy. Jednak rodzenie i wychowywanie dzieci to nie żadna nowość, wiec nie róbmy z siebie męczennic! Macierzyństwo jest naturalnym, kolejnym etapem w życiu kobiety i nie widzę w nim NIC wyjątkowo heroicznego.
Odkąd mam dzieci, nie wyobrażam sobie życia bez nich. I żadne trudy nie były w stanie mnie przestraszyć przy podjęciu decyzji o kolejnym zajściu w ciążę. To, kto ile zarabia, nie jest tutaj najbardziej istotne, bo nikt nikomu nic nie poda na tacy, a pieniądze z nieba same nie spadają – trzeba na nie ciężko pracować. Oczywiście, tym którzy zarabiają więcej pod względami finansowymi jest łatwiej, tylko to właśnie Ci „bogatsi” statystycznie mają mniej dzieci. A każdy z nas niezależnie od swojego statusu boryka się z problemami dnia codziennego i narzekanie nic tu nie pomoże.
Stajemy się coraz wygodniejsi, rodzimy coraz mniej dzieci i tu pojawia się pytanie… kto nas przytuli za 30 lat? To, że przez spadek urodzeń, nie starczy na nasze emerytury za 20-30 lat, to już żadna nowość. Nie czuję się Matką Polką, mimo że mam trójkę dzieci. Nie poświęcam całej doby dzieciom, bo nie wyobrażam sobie życia bez pracy. A wychowywanie i zajmowanie się jednym dzieckiem to przysłowiowy „pikuś” w porównaniu do wychowywania trzyosobowej gromadki 🙂
Ciekawa jestem opinii mam, które samotnie wychowują dzieci i dodatkowo pracują, aby im niczego nie brakowało…