Niezwykle gorzka porażka z Wisłą

alt


Mecz z Wisłą po prostu musiał być dla nas przełomowy. Często w sytuacji takiej, w której przed meczem znajdował się nasz zespół mówi się o pełnej mobilizacji. Słowo „mobilizacja” już w tunelu przed wyjściem na mecz przedefiniował Grzegorz Szamotulski. Okrzyk „Dalej, żyjemy!” dało się chyba usłyszeć w całym hallu pod IV trybuną Stadionu Miejskiego.

Przy dźwiękach klubowego hymnu ubrani na biało „Zieloni” wyszli na niezwykle istotny mecz z „nafciarzami”. Tylko zwycięstwo nad Wisłą pozwalało nam myśleć o dołączeniu do ligowej czołówki przed końcem roku.

Pierwszą groźną akcję już w 5. minucie meczu skonstruowała nasza drużyna. Po dobrym dośrodkowaniu Tomka Magdziarza Paweł Sasin oddał celny strzał głową, nie zdołał jednak pokonać bramkarza rywali. „Sasza” został nagrodzony brawami z trybun i szybko wrócił pod swoją „szesnastkę”.

Nasz ofensywnie usposobiony obrońca niewątpliwie miał apetyt na gola. Dwie minuty po strzale głową jego uderzenie z linii pola karnego, po pięknym podaniu Foszmańczyka, minimalnie minęło słupek bramki płocczan. Ale cóż, piłka jest przewrotna…

Po chwili przegrywaliśmy 0:1. Joao Paulo po składnej akcji gości wyprowadził podopiecznych Libora Pali na prowadzenie. Była to tzw. „bramka z niczego” i z całą pewnością nie podziałała dobrze na morale naszej drużyny. Ciężko ocenić, czy Grzegorz Szamotulski mógł zachować się lepiej w tej sytuacji.

Zieloni nie zamierzali jednak dać za wygraną – doprowadzenie do remisu wymagało od naszej ekipy strzelenia bramki numer 100 na nowym Stadionie Miejskim. O krok od tego osiągnięcia był Tomasz Magdziarz, jednak jego strzał o centymetry minął spojenie słupka z poprzeczką bramki Kamińskiego.

Na kilka minut dopadł nas marazm. Nie mogliśmy skonstruować składnej akcji, jednak rywale nie potrafili zdominować naszej drużyny. Dało się jednak zauważyć różnice między ostatnimi meczami ligowymi, a spotkaniem z Wisłą Płock – warciarze starali się szybciej operować piłką – ilekroć to robili, płocczanie ewidentnie tracili kontakt z boiskową rzeczywistością.

Autorem kolejnego strzału, który nieznacznie minął bramkę rywali był aktywny Tomasz Foszmańczyk. „Fosa” jak przystało na playmakera starał się cały czas być „pod grą”, jednak jego boiskowe starania nie przynosiły efektu w postaci bramki.

Do 30. minuty nie mieliśmy zbyt wielu powodów do optymizmu. W zasadzie nie mieliśmy żadnych – wszak za wrażenia artystyczne punktów w lidze nikt nie przyznaje. Przewaga Zielonych była niepodważalna. Nerwowe okrzyki trenera Libora Pali w pełni odzwierciedlały lęk przed stratą gola, jaki musiał odczuwać szkoleniowiec przyjezdnych.

W 36. minucie katastrofalny błąd popełnił Maciej Wichtowski, który minął się z piłką w polu karnym. Do futbolówki dopadł Gueye, a jego strzał w niesamowity sposób obronił Szamotulski. Była to prawdziwa robinsonada w wykonaniu „Szamo”. Gdybyśmy w tej sytuacji stracili gola, zapewne część fanów Warty zgromadzonych na trybunach przeżywałaby stany przedzawałowe.

Kolejny już raz impuls do ataku dał Paweł Sasin, niesygnalizowanym strzałem sprawiając wiele problemów Kamińskiemu. Szczęście jednak sprzyjało golkiperowi gości. Chwilkę później słabo dysponowanego dziś Maciej Wichtowskiego na placu gry zastąpił Bartosz Bereszyński.

Dominacja Warty nie podlegała dyskusji, a im bardziej zbliżaliśmy się do gwizdka kończącego pierwszą połowę, tym bliżej byliśmy wyrównania w spotkaniu z Wisłą. Niestety po pierwszej odsłonie spotkania wciąż przegrywaliśmy i tylko zdecydowana poprawa skuteczności mogła pozwolić nam myśleć o zwycięstwie. Trener Płatek w asyście Arkadiusz Miklosika opuszczał murawę schodząc do szatni z marsową miną…

Od początku drugiej połowy w miejsce Marcina Klatta na boisku pojawił się Maciej Scherfchen. „Szeryf” zajął pozycję w środku linii pomocy, a „Fosa” przeszedł na pozycję, na której wcześniej występował Mariusz Ujek. Ten manewr miał dać Warcie możliwość jeszcze pełniejszego zdominowania ekipy Wisły Płock.

Od pierwszych minut drugiej odsłony meczu czujność zachował Grzegorz Szamotulski, który w dobrym stylu wybronił jeden z nielicznych w tym meczu strzałów rywali. Po nie najlepiej wykonanym przez podopiecznych Libora Pali rzucie rożnym, „Szamo” nie przestawał instruować swoich kolegów – „Na piłę! Koncentracja!”. Nasi defensorzy wzięli do siebie słowa bramkarza, nie pozwalając rywalom na stworzenie większego zagrożenia pod nasza bramką.

Wisła stanęła przed szansą w 50. minucie. Jeden z zawodników płocczan stanął oko w oko z Szamotulskim, nasz bramkarz jednak okazał się zdecydowanie lepszy, w pewnym stylu parując strzał rywala. Był to jednak sygnał alarmowy dla naszej ekipy.

Zmienieni w przerwie Marcin Klatt i Maciej Wichtowski oglądali mecz z tunelu, którym piłkarze obu drużyn wychodzą na murawę. Głośno komentowali poczynania kolegów i z niepokojem spoglądali na telebim, który bezlitośnie odliczał czas do końca spotkania.

W dziesiątej minucie drugiej połowy spotkania bliski strzelenia swojej pierwszej bramki w barwach Warty był Mariusz Ujek. Jego uderzenie „szczupakiem” zdołał jednak wybronić golkiper gości. Frustracja kibiców jak i naszego sztabu szkoleniowego narastała.

Mimo dużego naporu Warty wynik nie ulegał zmianie. „Piotrek Reiss! Piotrek Reiss!” – kibice głośno domagali się wejścia na boisko naszego doświadczonego asa. Trener Płatek nie decydował się jednak na przeprowadzenie ostatniej zmiany w składzie… Nie minęło jednak pięć minut, a „Rejsik” czekał już przy linii bocznej gotowy do wejścia na plac gry. Zastąpił Alaina Ngamayamę. Po upływie kilku chwil Piotr stanął przed fantastyczną okazją do strzelenia gola, jednak jego strzał głową o około metr minął poprzeczkę bramki Wisły.

Dekoncentracja w szeregach naszej drużyny spowodowała, że Wisła była o krok od podwyższenia prowadzenia. Po dziecinnej stracie bramki przez Jasińskiego piłkarz z Płocka pokpił sprawę, oddając beznadziejny, niecelny strzał. Warta zaczynała się spieszyć, co powodowało chaos w naszych poczynaniach. Nasze akcje się nie kleiły. Brakowało dokładności w ofensywie i co za tym idzie o wiele trudniej było nam dotrzeć pod bramkę rywali. Po nieco przypadkowym podaniu oko w oko z Kamińskim stanął Bereszyński, jednak bramkarz gości poradził sobie z uderzeniem „Beresia”.

W 80. minucie w kapitalnym stylu interweniował Grzegorz Szamotulski. W sytuacji sam na sam z naszym bramkarzem znalazł się Biliński i tylko niesamowitemu refleksowi „Szamo” zawdzięczamy fakt, iż zawodnik płocczan nie zdobył bramki numer 100 na Stadionie Miejskim. Mimo że pod kątem piłkarskim Wisła była o wiele słabsza, to Szamotulski wyrastał na bohatera spotkania w barwach naszej drużyny.

Niemożliwe stało się faktem. Na minutę przed końcem meczu zawodnik z numerem 20. w barwach płockiej Wisły przelobował Szamotulskiego i wyprowadził Wisłę na dwubramkowe prowadzenie. Kilka sekund później pierwszego gola dla Warty zdobył Mariusz Ujek, jednak ta bramka padła zdecydowanie za późno…

Gorycz porażki w tym przypadku nie zna granic. Warta – Wisła 1:2.

 

Warta Poznań 1-2 Wisła Płock
Mariusz Ujek 90 – João Paulo 8, Ricardinho 90

Warta: 33. Grzegorz Szamotulski – 5. Maciej Wichtowski (41, 21. Bartosz Bereszyński), 2. Łukasz Jasiński, 18. Przemysław Otuszewski, 6. Rafał Kosznik – 7. Tomasz Magdziarz, 20. Tomasz Foszmańczyk, 16. Alain Ngamayama (64, 9. Piotr Reiss), 11. Mariusz Ujek, 15. Paweł Sasin – 88. Marcin Klatt (46, 13. Maciej Scherfchen).

Wisła: 21. Krzysztof Kamiński – 16. Fabian Hiszpański (61, 7. Damian Jaroń), 24. Łukasz Nadolski, 18. Artur Wyczałkowski, 14. Damian Skumórski – 20. Ricardinho (90, 5. Radosław Kursa), 2. Rafał Zembrowski, 8. Eivinas Zagurskas, 11. Matar Guèye, 9. Łukasz Sekulski (62, 31. Kamil Biliński) – 19. João Paulo.

żółte kartki: Otuszewski, Jasiński – Zembrowski, Wyczałkowski, João Paulo, Ricardinho.

sędziował: Tomasz Garbowski (Kluczbork).

SPONSORZY