Trener Jarosław Araszkiewicz po środowym treningu Warty znalazł czas na rozmowę dotyczącą swojego powrotu na stanowisko trenera Warty oraz przygotowań naszej drużyny do najbliższego meczu z Arką Gdynia.
Na początek takie obrazowe porównanie. Pracował Pan w Warcie w latach 2004 – 2007. Miał Pan trzy lata, a teraz, przynajmniej póki co ma Pan trzy mecze.
Tak, ciekawe. I jeszcze oferta w Dzień Wszystkich Świętych (śmiech).
Co pomyślał Pan po otrzymaniu propozycji prowadzenia Warty? Bez chwili wahania przyjął Pan propozycję Pani Prezes?
Nie zastanawiałem się. Wiadomo, byłem bez pracy. Poza tym jestem z Poznania i kiedyś już prowadziłem ten zespół. Zabrakło mi wtedy pięciu meczów, aby awansować z Wartą na zaplecze Ekstraklasy. Teraz zdecydowałem się podjąć ryzyko, jednak to normalne w zawodzie trenera – dziś jesteś, jutro Cię nie ma.
Widział Pan ostatnie mecze Warty. W czym Pana zdaniem tkwi największy problem Warty, czym spowodowane są ostatnie marne wyniki?
Problem tkwi przede wszystkim w głowach. Ten zespół nie był w ogóle zgrany. Mamy zbiór indywidualności, z którego chcę zrobić może nie kochającą się rodzinę, ale grupę ludzi w której jeden za drugiego wskoczy w ogień.
Właśnie z zespołowej gry z poświęceniem każdego piłkarza dla dobra drużyny zamierza uczynić Pan największy atut Warty?
Przede wszystkim do tej pory nie było wzajemnej pomocy. Po stracie piłki jeden oglądał się na drugiego, nie zawsze pobiegł za akcją. Jestem jednak daleki od oceniania tego, jak z drużyną pracował trener Płatek, bo szanuję go. Nie zmienia to jednak faktu, że mam prawo do oceny tego co zastałem. Mam tydzień na przywrócenie piłkarzom wiary w to, że potrafią grać w piłkę, dodać im wiary w siebie. Wykonują przecież jeden z najpiękniejszych zawodów świata.
Jak Pan sam podkreśla, czasu nie ma Pan dużo. Co zamierza Pan zrobić, jak spożytkować najbliższe treningi aby dało się zauważyć zmianę jakości naszej gry? Chciałby Pan uczynić pewien element gry naszą najmocniejszą stroną?
Sądzę że nieco kuleje przygotowanie taktyczne – piłkarze nie wykonywali założeń, które z pewnością musiał nakreślić im mój poprzednik. To raz. Stałe fragmenty – to dwa. Ustawienia zmieniać nie zamierzam, bo nie mamy na to czasu. Musimy zacząć wygrywać, odbudować się. Spójrzmy prawdzie w oczy – na chwilę obecną myślimy o awansie, a mamy ledwie trzy punkty przewagi nad strefą spadkową.
Mamy szeroką kadrę i co za tym idzie kilku piłkarzy nie dostaje wielu szans na pierwszoligowych boiskach. Czy zamierza Pan postawić na któregoś z piłkarzy, którzy rzadziej grali za kadencji trenera Płatka?
Na razie nie chciałbym o tym mówić. Jestem już po rozmowie ze sztabem szkoleniowym, którego skład po moim przyjściu się nie zmienił. Wymieniliśmy swoje opinie dotyczące składu, jednak ta rozmowa została między nami. Niektórzy mogą mieć pretensje, że nie grają, ale cóż… W takich klubach jak Barcelona czy Chelsea też kadra jest szeroka i na ławkach rezerwowych siedzą piłkarze, którzy mogliby stanowić o sile innych zespołów. Ja muszę dobrać piłkarzy, którzy w danym momencie mają dać Warcie zwycięstwo. Jak to się skończy – czas pokaże.
Trzy mecze, które czekają nas w tym roku z pewnością nie będą łatwe. Zagramy z zespołami, które ostatnio odnotowały zwyżkę formy, a my wprost przeciwnie…
Gdybym się obawiał tych meczów, to nie byłbym dziś trenerem Warty. Uważam że Warcie lepiej gra się z mocniejszymi niż teoretycznie słabszymi drużynami, takimi jak ostatnio Wisła Płock. Myślę że z Arką Gdynia, Pogonią Szczecin czy Polonią Bytom zagramy o wiele lepsze zawody niż z Wisłą.